• Pierwsze 50 lat po wojnie

         

        Niesłychanie trudno jest podsumować działalność polskiej szkoły w ciągu ostatniego półwiecza, kiedy Polska była krajem o ograniczonej suwerenności. Kiedy istniał tzw. realny socjalizm: ustrój oparty na anty-ekonomii, stanowiący przyczyny obecnej mizerii materialnej i duchowej Polaków.

        Trzeba zadać pytanie, czy "Jedynka" (tak jak i inne placówki) była w stanie zrealizować cele stawiane od wieków narodowej szkole? Warunkiem sukcesu jest spełnienie kilku kryteriów. Będzie to chęć do pracy z dziećmi, przygotowanie fachowe nauczycieli, ich osobista moralność i, oczywiście, warunki materialne.

        Chęci do pracy z pewnością nie można nauczycielom odmówić. Poczynając od ubożuchnych lat czterdziestych aż do dziś, pedagodzy pracowali za (relatywnie) marne grosze, robiąc co do nich należy na miarę sił i możliwości. Większość z nich posiadała zawsze niezbędne kwalifikacje, często bardzo wysokie. Czasem tylko sytuacja zmuszała do zatrudniania osób z formalnie niepełnym przygotowaniem, za to nadrabiających zapałem i poświęceniem. I choć hasło "Nie matura, lecz chęć szczera..." skompromitowało się, to nikt nie zaprzeczy, że często prawdziwie głęboka wiedza i mądrość mieszkają poza formalnym wykształceniem (i vice versa). Najtrudniej oceniać czyjeś predyspozycje moralne do sprawowania zawodu. To sprawa głęboko osobista i drażliwa. W "Jedynce" nie znam przypadków rażącej nieobyczajności czy sprzeniewierzania się podstawowym zasadom naszej profesji. W większości przypadków nauczycielami zostają wszak ludzie po prostu dobrzy, przyjaźni dzieciom, choć często osobiście dotknięci nieszczęściem, smutni.

        Baza materialna szkoły, tak jak w całym kraju, była niemal całkowicie niezależna od poczynań nauczycieli, uczniów i rodziców. Finanse placówek oświatowych zawisły od pieniędzy przysyłanych z centrali. Centrala dawała więcej - było lepiej, i odwrotnie.

        Po okresie przedwojennym odziedziczono budynki z salą gimnastyczną. Poza funduszami "państwowymi" finanse szkoły uzupełniały składki uczniów, nauczycieli, Komitetu Rodzicielskiego i zakładów patronackich. Praca dydaktyczna w "Jedynce" przez całe półwiecze przedstawiała się pozytywnie. Nauczyciele, ludzie z reguły dobrzy i mądrzy, pozbawieni byli (tak jak wszyscy obywatele) wolności słowa, organizowania się i zgromadzeń. Mimo trudnej sytuacji wielu zachowało w głębi serca system normalnych, tradycyjnych wartości, a na co dzień starało się mozolnie i rzetelnie uprawiać przydzielone "30 morgów". Nawet najgłośniejsza propaganda nie była w stanie zmienieć takich oczywistości, jak: 2*2=4, a2+b2=c2, H2O to woda, człowiek to ssak, Ziemia krąży wokół Słońca... Niezależnie od wszystkiego przekazywanie umiejętności czytania i pisania (nawet na podstawie niemądrych lektur) dawało "piśmiennemu" już człowiekowi możliwość własnych poszukiwań. Nigdy nie zniknęły z kanonu lektur takie pozycje, jak np. Pan Tadeusz, choć tak "nieprawomyślnie" umiejscowiony (Litwa!).

        Na pewno byli i tacy, którzy zadawany Ojczyźnie gwałt akceptowali i wyciągali zeń korzyści. Nigdy jednak nie było ich wielu i niechaj mrok zapomnienia spadnie na ich imiona.

        W trudnych czasach największą męczennicą staje się historia, przechodząca nieustannie operacje plastyczne (pisał Orwell: "Kto rządzi teraźniejszością, rządzi przeszłością. Kto rządzi przeszłością, ma w rękach przyszłość"). Mimo piskorzowych skrętów nie udało się nieszczęsnym nauczycielom historii w całym kraju zachować w caqłości tego, co winno być zachowane. Ankieta przeprowadzona przez członków Szkolnego Koła Historycznego na ulicach w 1988 r. wykazała jasno, że w świadomości uczniów z lat 1950 - 1980 nie istnieje data 11 Listopada 1918 r., tak dla Polaków ważna. Potraktujmy tojako ostrzeżenie na przyszłość.

        Mozolne wysiłki naszych pedagogów przyniosły obfity plon i uczniowie wygrali liczne konkursy przedmiotowe, spartakiady, zabłysnęli na przeglądach zespołów artystycznych. Niezależnie od satysfakcji moralnej liczni nauczyciele otrzymali wyróżnienia w postaci nagród pieniężnych i odznaczeń. Obfity plon wydało owe "30 morgów" każdego nauczyciela. Obok działalności dydaktycznej szkoła prowadziła zawsze działalność wychowawczą. Właściwie funkcja szkoły powinna być jedynie wspomagająca wobec rodziny. Jednak ów nienormalny czas zachwiał tradycyjne proporcje i rodzina pozbawiona została wielu swych prerogatyw lub zmuszona do milczenia. Oczywiście nie wymyślono tego wśród nauczycieli, lecz w dalekiej Warszawie (a może jeszcze dalej). Nie sposób jednak uczynić bezmyślnego robota-przekaźnika z osoby nawykłej do myślenia, jaką jest z reguły nauczyciel. Z najbardziej niemądrych treści umie on uczynić źródło wiedzy i zasad.

        Dobroć, życzliwość i ciepło - osobiste przymioty licznych pedagogów - sprawiały, że setki i tysiące uczniów przeszło bez większych wstrząsów trudny okres życia. Uczono dzieci poczucia obowiązku i pilności, życzliwości wobec ludzi.

        Cieniem na działalności wychowawczej kładła się przez długie lata konieczność udziału w niemądrej propagandzie. Większość przeszła przez to jak przez przykry, lecz krótkotrwały ból przy zastrzyku, niektórzy zaangażowali sięcałym sercem. Największym złem, jakie pozostało po tamtych czasach, jest nawyk dwójmyślenia ("służbowo" i prywatnie) tak u nauczycieli, jak i, niestety, uczniów. Dawno odwykliśmy od nazywania rzeczy po imieniu, posługując się dwuznacznikami lub aluzjami. Prawda stała się jak ostry nóż w ręku dziecka.

        Nienormalną izolację od świata zewnętrznego miała wszystkim Polakom zastąpić zadekretowana przzyjaźń ze wschodnimi sąsiadami i nauka jedynego obcego języka - rosyjskiego (wbrew trendom światowym preferującym angielski). Tylko tam wolno nam było mieć przyjaciół, choć nasza tysiącletnia kultura ciążyła gdzie indziej. Jednak utworzone z trudem w Lidzbarku TPPR stało się, wbrew intencjom władz, kolejnymi "30 morgami": działalność Koła przyczyniła się do poszerzenia wiedzy o sąsiadach, a i bezpośrednie kontakty (choć tak jednostronne) zaowocowały znajomościami i przyjaźniami między zwykłymi ludźmi. Tamta strona zerwała oficjalne kontakty po 1989 r.

        W zakresie działalności wychowawczej jedyną w swoim rodzaju rolę odegrał Kopernikowski patronat. Można nawet nazwać go żartobliwie "kultem" osoby Astronoma. To najlepszy patron, jakiego można by sobie wymarzyć: człowiek związany z regionem i czasami "starej Polski", zbliżający zwaśnionych Polaków i Niemców (był półkrwi Niemcem), uczony o światowej sławie.

        Poczynając od nadania patronatu w 1945 r., tradycje Kopernikowskie kultywowano przez organizowanie konkursów, zawieranie związków między szkołami, wizyty gości zagranicznych, wystawienie pomnika 13 listopada 1966 r. i zapoczątkowanie budowy obserwatorium.

        Biorąc to wszystko pod uwagę, wierzę, że nie do końca sprawdziła się przepowiednia marszałka Rydza-Śmigłego, że "okupacja niemiecka może nam odebrać państwo, okupacja sowiecka - duszę".

        W sferze materialnej szkoła zaczynała ubogo (choć luksusem było posiadanie wcale zgrabnego locum). Przedwojenne zbiory uległy zniszczeniu i rozproszeniu, zniknęło obserwatorium na wieży. Podział na szkoły SP Nr 1 i SP Nr 2 zapoczątkował spór o użytkowanie sali gimnastycznej, jej remonty i sprzątanie przyległego odcinka ulicy. Siłami własnymi (Komitet Rodzicielski, zakład patronacki OSM, pieniądze i tzw. "czyny społeczne" z udziałem kadry i uczniów) urządzono boisko w miejsce dawnego ogrodu międzyszkolnego.

        Szczególnie lata siedemdziesiąte, okres życia ponad stan za pieniądze z kredytów zagranicznych, przyniosły szereg remontów wokół szkoły i znaczne zmiany w wyposażeniu budynku i pracowni. Te pieniądze pozwoliły na ożywienie działalności kół zainteresowań i organizacji szkolnych. Jednak napinana niemiłosiernie przez socjalistyczną antyekonomię gospodarka pękła w końcu, bo pęknąć musiała. Do dziś nie umiemy jej postawić na nogi, zwłaszcza że drogi powrotu do normalności nie są bynajmniej proste.

        W 1979 r. opuścił szkolne mury istny "Franciszek Józef" "Jedynki" - dyrektor Zdzisław Miltowicz, pełniący tę funkcję 29 lat. Rządząc placówką tak długo i w takich czasach, nie mógł ustrzec się pewnych błędów, lecz nikt nie wątpił, że odszedł człowiek-instytucja. W latach osiemdziesiątych pojawił się w szkole nowy związek zawodowy - NSZZ "Solidarność", choć zachodzące zjawiska niewiele zmieniły w codziennej pracy szkoły.

        Stan wojenny i kilkuletnia pogoń władzy za "znikającymi cieniami" również nie zmieniły istotnie życia "Jedynki". Z pewnością istniały konflikty, lecz nie znalazły wyrazu w drastycznych prześladowaniach. Coraz gorzej wiodło się natomiast szkole w sferze materialnej. W państwie brakowało funduszy właściwie na wszystko, w tym i na "państwową" oświatę. Sprzęt i meble niszczały, nowych prawie nie przybywało. Brak prawdziwych remontów coraz bardziej groził ruiną budynku.

        Nadal obowiązujące pryncypia (przymus szkolny i walka "o sukces każdego ucznia") nie najlepiej przysługiwały się i przysługują sprawom dyscyplinarnym i poziomowi nauczania. Tak nas zastała Niepodległość, oficjalnie ogłoszona w 1990 r.

        Nie mamy prawa przypisywać stanu polskiej oświaty czasom, jakie nastały. Na ten stan "pracowano" od lat, a rak toczył ją od samego początku, był z nią związany organicznie.

        Strajki i protesty w latach dziewięćdziesiątych miały podłoże głównie materialne. Dochody zwłaszcza rodzin nauczycielskich systematycznie maleją wobec ogólnego paraliżu finansów publicznych i rosnącego fiskalizmu. Zmiany ustrojowe zahamowano. Nauczyciel jednak pozostaje sobą w każdej sytuacji. Od lat upokarzany, ośmieszany, nadal pracuje, niekoniecznie dlatego, że jest "Życiowym nieudacznikiem". Jest świadomy ogromnej odpowiedzialności, jaka na nim ciąży. Nawet posiadana wiedza może być ciężarem nie do zniesienia w otaczającej nas rzeczywistości. Najważniejszym naszym zadaniem jest odkłamanie tej rzeczywistości, "danie rzeczy odpowiedniego słowa". Inaczej skończymy jak profesor Sonnenbruch. Tak nam postępować nie wolno. Nieustannie przepływa bystry potok uczniów, nieco wolniej toczy swe wody rzeka nauczycieli. Z ciemności przedświtu wkraczają w jasność dnia, by następnie pogrążyć się w szarości zmierzchu. Blakną stare fotografie. Przybywają nowe twarze, ale też coraz więcej jest pustych krzeseł. Na niektórych nikt już nie zasiądzie. Oni pozostają jednak na zawsze z nami. Nasza powinność jest wciąż taka sama. Nauczyciele Królestwa Kongresowego śpiewali ongiś:

        "Musimy siać, choć rola nasza marna (...)
        Musimy siać, choć wiatr porywa ziarna..."

        mgr Sławomir Skowronek

    • Kontakty

      • Szkoła Podstawowa nr 1 im. Mikołaja Kopernika w Lidzbarku Warmińskim
      • 767 26 81 (sekretariat) kom. 508 275 447 767 62 23 (dyrekcja)
      • Szkoła Podstawowa nr 1 im. Mikołaja Kopernika ul. Szkolna 2 11-100 Lidzbark Warmiński 11-100 Lidzbark Warmiński Poland
      • RSPO 23736
  • Galeria zdjęć

      brak danych